Introduction to the play-area...

This blog is still alive... but we can say that it is in a coma.
We may wake up one day.

26 lut 2012

169 Opowieści dziwnej treści cz. 4 - ostatnia opowieść na pożegnanie...

Lutek kończy swoje ferie w Naszym doborowym towarzystwie. Dlatego po wielu przemyśleniach, co też chciałby usłyszeć daje Wam wolną rękę. Możecie opowiedzieć absolutnie wszystko, ale tak by Wasza opowieść zapadła w Jego pamięć i aby chciał odwiedzić Nas za rok ;)



modelka Ina von Black
Raz na jakiś czas, kiedy pada śnieg, a ulice pustoszeją... można napotkać kobietę w bieli. To Królowa Śniegu w zadumie przemierza parki, lasy i uliczki. Skrzypi śnieg pod jej stopami, a wokół niej wirują drobne misterne śnieżki... Zawsze kiedy ją widzę, wiem iż żegna się ze światem. Na kolejnych kilka miesięcy znika, by powrócić - spowolnić świat, uciszyć go, uśpić.
LangeL





cinnamon-ferret:
Żył sobie kiedyś król, waleczny i potężny. Wierzył, że może pokonać każdego, że na tym świecie nie ma nikogo mu równego. Pewnego dnia wiedziony swoją pychą rzucił wyzwanie Ojcu Wszystkich Bogów. Ten roześmiał się tylko, jednak król nie odpuścił... Wciąż szturchał i przeszkadzał bóstwu, aż to, zdenerwowane bezczelnością człowieka nie wytrzymało... i zmieniła króla w ruchomą figurę stojącą na uliczce w Czeskiej Pradze.




Koniec ferii, koniec zimy, koniec życia, koniec Lutka.
On już nie wróci w przyszłym roku. Nie łudźcie się.
Zamarzł, okazał się zbyt słabym osobnikiem,
albo Mornica zawędrowała na południe.
Sen wieczny i drzemka
(Kaszub)



Ertu - Luty to piekny czas, sa tecze i jest bosko... szkoda tylko, ze nie ma domu pod ta tecza dla wszystkich...

19 lut 2012

168 Opowieści dziwnej treści cz. 3 - kiedy nie ma zimy...

Tym razem Lutek, który jest dzieckiem Zimy i tylko zimowy świat jest dla niego rozpoznawalny chciałby dowiedzieć się... co jest, kiedy nie ma zimy? Jako bardzo kreatywna grupa sądzę, że możemy opowiedzieć Lutkowi to i tamto w temacie...




Gdy nie ma zimy.....czuję, że wiosna tylko na chwilę schowała się do mojej kieszeni. Nie szukam wiosny w zaśnieżonym parku, zarumienionej twarzy dzieci, bo zimy nie ma... Widzę ciepło w drobnostkach, które mnie otaczają....w kolorowym obrusie w kwiaty, w szczypiorku na twarożku, czuję zapach lawendy, gdy przykładam głowę do poduszki....
Witch

Kiedy nie ma zimy... oczy mam nie jak kasztany, a włosy w innym odcieniu niż zgniłe liście. Kiedy nie ma zimy zbieram złote i rude drobiny i pochłaniam łapczywie, by zimą pozwalać im przejść alchemiczną drogę od żółci, przez czerwienie do barw wyczerpanych życiem. Kiedy nie ma zimy z popiołów powstaję i powtarzam męczący cykl, przepełniony intensywnością barw, smaków, woni, dźwięków innych niż skrzypienie śniegu pod stopami... Bo kiedy nie ma zimy - biel rozszczepia się, a popiół odradza. Kiedy nie ma zimy... jest życie.
LangeL

Ertu - gdy nie ma zimy - na koncerty chodzimy ;) http://www.youtube.com/watch?v=aecPt3SP_6M



Gdy nie ma zimy, patrzymy jak woda kapie z dachu Collegium Maius
i czekamy.... (KwK)

12 lut 2012

167 Opowieści dziwnej treści cz. 2 - przyjaciele mojego dzieciństwa...

Lutek jest nienasycony. Oczekuje dalszej porcji opowieści. Tym razem ciekawi go kim byli Nasi Przyjaciele Dzieciństwa... No to opowiedzmy Lutkowi historyjkę.


Ertu

Kiedy bylem dzieckiem, to wierzylem, ze gdzies wysoko, w kosmosie jest planeta dokladnie taka sama jak nasza. I ze tam gdzies daleko, jakis inny, maly chlopiec zadziera glowe do gory i szuka mnie, tak jak ja szukalem jego... Wierze w to wciaz...
Zdjecie z dzisiaj: Statek Ganabiah na tle Jowisza...



Miałam kiedyś psa. Albo on miał mnie. Byłam jego dzieckiem, które uczył chodzenia uważnego po świecie. Byłam jego dzieckiem, z którym z jednej miski jadł kluski z mięsem. Miałam kiedyś psa, który uważał, że też jestem psem. Byłam więc psem. Kiedy odszedł zgubiłam tożsamość. Wiara uciekła w nieznanym kierunku. Blizna pozostała.
Miałam kiedyś kota. Nie. To kot miał mnie. Byłam jej dużą, której nie pozwalała zniknąć z powierzchni ziemi. Byłam jej dużą, z którą śniło się lepsze życie. Miałam kiedyś kota, który uważał, że jest człowiekiem. Więc to ja byłam kotem. Kiedy odeszła straciłam resztki siebie, kimkolwiek byłam. Twarz wypaliły znamiona.
Miałam kiedyś cień, który był kotem. Miałam serce, które było kotem i psem. Przyjaciele mojego dzieciństwa odeszli.
Pozostawiając mnie samej sobie.
LangeL



Lutek myślał i myślał...nad przemijaniem, nad dzieciństwem, którego już nie można odtworzyć, a tylko przekazać jakieś strzępy emocji, jakieś klisze pamięci do których realnie można wrócić. To wrześniowy, kaszubski las, pełen grzybów, pająków, kluczy żurawi i gęsi...
Kaszub w Krakowie

5 lut 2012

166 Opowieści dziwnej treści cz. 1 - łyżki, noże i widelce opowiedzą nam najwięcej

W tym miesiącu przewidziano cykl opowieści dla Lutka.
Pierwsza część to historyjki sztućcowe.
Ciekawa jestem, co też Wam opowiedzą...
Lutek czeka.


W Państwie Łyżkowym dni mijają leniwie na drzemkach, spełnianiu chwilowych zachcianek ciepłoskórych i tuleniu się w wąskiej przestrzeni Szuflady. Z Państwem Łyżkowym sąsiaduje Państwo Widelcowe od Wschodu i Państwo Nożowe od Zachodu. Północ jest krainą Zaszufladową, więc nikt jej jeszcze nie poznał (a jeśli już ktoś poznał, to przypuszczalnie jeszcze nie powrócił). Południe zajmują odmieńcy z Państwa Pozostałych Sprzętów Kuchennych. 
Z nadejściem nocy obywatele Państwa Łyżkowego ożywiają się i planują wyjście poza Szufladę. Gdy ostatni ciepłoskóry zasypia - Łyżki, Łyżeczki a nawet Łychy wybierają się w podróż po Kuchennym Blacie. Czasami kąpią się w Zlewie. Czasami tańczą przy ognisku Palnika. Czasami - choć bywa to bardzo rzadko - dołączają do rozrywek innych sztućców. Jednak obywatele (właściwie obywatelki) Państwa Łyżkowego czują się delikatnie lepsze od innych mieszkańców Szuflady, dlatego preferują własne wzajemne towarzystwo. Jest tak między innymi dlatego, że podczas jednej z dyskusji w gronie wszystkich sztućców udowiodniono, że to właśnie Łyżki są najbezpieczniejsze dla ciepłoskórych i to właśnie one są pierwsze w kolejności przy nauce użytkowania i samokarmienia...
Łyżki tak naprawdę mają w poważaniu takie dyskusje i ich wyniki. Wyższość Łyżek bowiem polega na tym, że tylko pośród nich znajdują się prawdziwe Święte. Każdej nocy kiedy Łyżki wędrują po Kuchennym Blacie dochodzi do olśnienia jedej z towarzyszek podróży i każdej nocy jadna z Łyżek doznaje wsufitwzięcia. Łyżki, Łychy i Łyżeczki są zawsze zachwycone i w natchnionej ciszy wracają do Szuflady, do swojego centralnego Państwa... Tulą się bezpiecznie, szepcą modlitwy i drzemią do kolejnej nocy, by móc ponownie doświadczyć zaszczytu bycia Świętą Łyżką (chociaż żadna z nich nie wie, na którą przyjdzie czas). 
Bycie Wybrańcem Sufitu zobowiązuje...
LangeL




Miecz, rzucony w kąt sali rycerskiej, leżał bezczynnie od wielu lat.
Jego moc, uśpiona, wciąż jednak mogła zmienić świat.
Ach gdyby tak ktoś wreszcie mnie odnalazł – myślał Miecz. Czyżby wszyscy dzielni rycerze o mnie zapomnieli? Czy tu właśnie pozostanę po kres?
Tak to wspominając dawne czasy, gdy siał popłoch wśród wrogów czekał cierpliwie na lepsze dni.
Padał deszcz i wył wiatr, gdy nagle Miecz usłyszał czyjeś kroki. Zastygł w oczekiwaniu.
Do komnaty wszedł człowiek wątłej postury, przemoczony i licho odziany. Wyglądał raczej żałośnie. Miecz wiedział jednak, że to wszystko nie ma znaczenia.
Hej, tu jestem rycerzu – wołał – ze mną odzyskasz siły, podejdź tu, słyszysz?
Ten jednak zdawał się być głuchym na wszelkie wołania. Usiadł pod ścianą i wyciągnął butelkę.
Pewno spragniony długą drogą - pomyślał Miecz – odpocznie to się mną zajmie.
Minęło wiele godzin, Miecz czekał jednak cierpliwie. I stało się. Oto mężczyzna wstał i ruszył w jego stronę.
Teraz – myślał z radością. Krople dziwnie ciepłej cieczy spadły niespodziewanie na jego
ostrze.
Obmywa mnie z pyłu wieków – ucieszył się Miecz.
Mężczyzna skończył sikać i wtedy dostrzegł miecz. Zaciekawiony podniósł go do góry.
Żelastwo – mruknął i wrzucił miecz do worka.
Mam nowe imię mówił Miecz do siebie i starych gałganów, na których wylądował.
Te jednak zdawały się go nie dostrzegać.
Miło, że wpadłeś – szepnęła nieśmiało aluminiowa łyżka.
A ty kim jesteś – zapytał Miecz. Nie spoufalaj się tak – dorzucił po chwili.
Chciałam być miła – szepnęła łyżka.
Nie musisz być miła, lepiej powiedz jak ma na imię ten zacny rycerz, który mnie wziął w posiadanie.
Rycerz? – w głosie łyżki było wiele zdziwienia, nawet zbyt wiele jak na sztućca.
Rycerz, rycerz – zawołał Miecz. Szlachetny człek, który pragnie zbawić świat.
Ach, o to ci chodzi – zawołała łyżka i wybuchnęła śmiechem.
I z czego tak się śmiejesz? – Miecz był lekko zirytowany.
Waldek, tak ma na imię twój rycerz – wołała wciąż śmiejąc się do łez.
Waldek! – powtórzył z powagą Miecz. Piękne imię. Waldek i jego Żelastwo – wyrecytował patetycznie. Łyżka ucichła nagle.
Skąd wiesz, że tak na niego wołają.
Miecz swego pana wie o nim wszystko – odpowiedział Miecz. Po chwili jednak spojrzał na łyżkę i zapytał.
Kto woła ?
No dzieciaki i kumple – łyżka puściła oko. Miecz wzruszył ramionami i odwrócił się do łyżki plecami.
To normalne, że bracia rycerze zwracają się do siebie po imieniu, a gawiedź mnie nie obchodzi.
Ale ty jesteś ważny! – zawołała łyżka ze złością i zacisnęła usta obiecując sobie, że już nic nie powie.
Minęło kilka dni. Łyżka co jakiś czas wędrowała z worka na zewnątrz i z powrotem. Miecz tym czasem wciąż kołatał się pomiędzy gałganami. Wreszcie nie wytrzymał i zapytał łyżki.
Co się tak kręcisz?
No wiesz, śniadanko, obiadek, mam obowiązki, nie to, co ty.
Czekaj, czekaj, zobaczymy wkrótce. Mam przeczucie, jakiś smok albo banda rabusiów. Wtedy pogadamy i gały wyjdą ci na wie...
Nie zdążył dokończyć bo ręce jego pana wyciągnęły go z worka. Oslepiony światłem w pierwszej chwili nie wiedział, czego oczekuje jego pan. Naprzeciwko stał jakiś nędznie odziany człeczyna i coś wykrzykiwał.
Miecz od razu pojął, w czym rzecz. Tamten obraził jego pana i teraz nadszedł jego kres. Miecz już czuł jak zagłębia się w kruche ciało i tnie mięśnie i kości. Naprężył się cały, bo pan właśnie uniósł rękę i przymknął oczy by lepiej rozkoszować się ciosem.
Jakież było jego zdziwienie, gdy poczuł zgrzyt metalu. Czyżby tamten miał zbroję – pomyślał i otworzył oczy. Leżał na stosie blach i kłębach drutu a jego pan odchodził właśnie bez niego w siną dal. Zdało mu się jeszcze jak z worka łyżka woła ‘żegnaj’ czy coś takiego i stracił przytomność.
Kiedy doszedł do siebie, ktoś niósł go w dłoniach. Wokół było ciemno i pachniało siarką.
Miecz ożywił się, ktoś znowu odkrył jego moc i postanowił wykorzystać to jak należy. Znał on tę woń przykrą i ciepłote nieznośną. Nie raz i nie dwa łby paskudne ścinał smokom ohydnym a i dziewicę przy tym ( nie zawsze w całości ) widział. I oto znów szedł walczyć z bestią. Wspomnienia te tak intensywne były, że miecz wreszcie przypomniał sobie jak ma na imię i bardzo go to ucieszyło.
Bój się smoku – zawołał. Oto nadchodzi Calibur, miecz prawy i cnotliwy co czynów ma wiele przecudnych na swym koncie.
Ciepłota stała się nieznośna jak nigdy a i ciemność łuną pomarańczową nagle się rozjaśniła.
Miecz dostrzegł wreszcie twarz niosącego go człowieka. Zdała mu się dziwnie znajoma.
To ty? – zapytał nieśmiało.
Arturze, pośpiesz się – zawołał jakiś głos z oddali i miecz już nie miał wątpliwości.
Och, Artur, jak miło, znowu razem, znowu. – ze wzruszenia aż odebrało mu głos.
I wtedy smok rozwarł paszczę ognistą. Buchnęły iskry i Miecz zadrżał. Ten smok był ogromny i jeszcze nad paszczą wyryte miał swe imię. A było one równie straszne jak sam smok.
Mar te now ski – zdążył przeczytać miecz nim Artur cisnął go w paszczę smoka.
Udław się – krzyknął miecz – oto ja, Calibur ...
Ex Calibur – zawołał smok i mlasnął ze smakiem.
I tak zakończył swój żywot miecz, co wiele mógłby nam opowiedzieć gdyby był.
Nikt po nim nie płakał, bo i po co.
No może łyżka, ale łyżki są dziwne, może jeszcze dziwniejsze niż miecze?

Ertu :)



eM

Właśnie dziś, kiedy mogłam wybierać - kurczak czy brokuł, właśnie teraz, kiedy staram się nie jeść mięsa (dla własnego zdrowia) trafiłam na tego robala. Właściwie mnie to nie zdziwiło (co nie oznacza, że nie wkurzyło), bo odkąd pamiętam ze wzmożoną częstotliwością przydarzają mi się takie rzeczy [włosy w TYLKO moim jedzeniu to już powszechne zjawisko, do tej pory pamiętam także jak po kilku michałkach w kolejnym (i ostatnim zarazem) znalazłam podobną larwę]. To właśnie moja opowieść dziwnej TREŚCI na dziś i w tym tygodniu.